Bo są takie momenty, że kiedy widzę ją z daleka, to uśmiecham się, jakbym miała zaraz spotkać dawno nie widzianego przyjaciela.
A to przecież tylko... drzewo!
Zwykłe, najzwyklejsze drzewo... gruba kora, ogromne konary, wysokie na 15-20 metrów...
A jednak spotkanie z nią to jak uczta w najlepszej restauracji, przy najlepszym winie, w najlepszym towarzystwie!
- Drzewo, powiedz mi szczerze. Co ja mogłabym Ci dać?
- ....
- Bo ja tak sobie myślę, że to takie bez sensu. Wołasz mnie, więc pewnie masz jakieś oczekiwania...
- ...
I ta cisza mogłaby trwać wiecznie, gdyby nie fakt, iż Matka Natura wraz z Ojcem Naturem wyposażyli mnie w spore pokłady mądrości, które pozwoliły mi mówić dalej.
- Wiesz co... a może to w ogóle nie chodzi o to, żebyś Ty mi coś dawała albo ja Tobie. Może to po prostu chodzi o bycie razem. Ja Cię przytulę, Ty mnie przytulisz i tyle.
- ...
- Dziękuję Ci za spotkanie... dobrze, że jesteś. Dobrze, że mogłam cię w końcu usłyszeć.
I wiesz... ja znowu płaczę, kiedy to piszę, bo poziom wzruszenia jest we mnie taki, że ledwo mogłabym teraz mówić. Chyba nie jestem w stanie wyrazić swojej wdzięczności za to, że wreszcie słyszę więcej niż słyszałam... nie wiem, w którym momencie to się stało, nie wiem, kiedy i co na to wpłynęło, ale dziś wiem, że słyszę!
Ja naprawdę Słyszę!
Ja naprawdę Słyszę!
Dziękuję!
P.S. Z drzewem spotykam się kilka razy w tygodniu. To się poprzytulamy, to muzyki razem słuchamy, a na pożegnanie buziaka w czółko sobie damy!
Serio!
Ja ją naprawdę całuję... dlaczego to takie dziwne?
Szczury całowałam, to drzewa nie mogę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz