czwartek, 28 kwietnia 2016

Ach, wdzięczności, dobrze, że jesteś!

Jest coś takiego w żegnaniu się, co ściska za serce i ślizga się między subtelnością, łagodnością i wdzięcznością jednocześnie.

W zeszłym miesiącu pożegnań było wiele. 

Jedne bardziej udane, inne mniej, ale te "mniej" raczej wynikały z decyzji drugiej strony o formie pożegnania, aniżeli z mojej. Każdy ma prawo wyboru, ja to szanuję. Nie zawsze rozumiem, ale szanuję.

Od miesiąca nie opuszcza mnie wdzięczność...

Tak miło mizia serce i pieści myśli swoją słodkością nut...

Ach, wdzięczności, dobrze, że jesteś!

Jestem wdzięczna za taką ilość ludzi i rzeczy, które mnie spotkały przez ostatnie 30 lat, że nie starczyłoby liter, żeby to wyrazić... a że ja krótko i zwięźle nie potrafię, więc nawet nie podejmę się wyliczania Was wszystkich w tym poście.

Dziękuję za tych, co nadal są w moim życiu - macie Wy cierpliwość do mnie i moich pomysłów - i za tych, którzy odeszli. Widocznie nasza podróż miała trwać krótko i trwała tyle, ile potrzebowaliśmy.

Dziękuję za tych, których sama miałam odwagę pożegnać. Moja ścieżka skręciła w inną stronę niż Wasza. Dziękuję, że był etap, który przeszliśmy razem, ale teraz pozwólcie, że pójdę w inną stronę. I to, że dzisiaj idziemy osobno, nie oznacza, że nigdy, przenigdy już się nie spotkamy. Czas pokaże!

Dziękuję również za tych, którzy nigdy mi nie doradzali, a "jedynie" wspierali, poklepywali po ramieniu i mówili: "super pomysł, jedź!". Nawet nie wyobrażacie sobie, jak takie proste słowa były i są dla mnie ważne. Dużo ważniejsze od tych wszystkich komentarzy: 

- "Znam kogoś, kto tam mieszka - Irlandia nie jest idealna" - a kto Wam u licha powiedział, że ja tam jadę na stałe?, 

- "Zanudzisz się tam" - serio? A skąd wy wiecie, jak ja lubię spędzać wolny czas? Może leżenie, spacerowanie i kolorowanie to moje ulubione formy relaksu. 

Dziękuję za te słowa, ale nie wezmę do serca ani grama.

Dlaczego?

Dlatego, że z zasady, od kilku lat nie radzę się nikogo... no, może poza Mamą ;-) Ale Mama to co innego!

Nie jest to kwestia tego, że pozjadałam wszystkie rozumy... po prostu zaczęłam ufać swojej intuicji i swojemu sercu (o ile to nie jest to samo!) i coś, co dla Was jest istnym szaleństwem, dla mnie ma ogromny sens... nie zawsze widzę go od razu, ale ufam, że wcześniej czy później go zobaczę... i wiecie co? Jeszcze się nigdy na tym nie zawiodłam! NIGDY! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz