Dotarlam do Fremantle.
Spedze tu 4 dni, bo dobrze jest wracac do miejsc, ktore pokochalo sie od pierwszego wejrzenia.
Od razu po "zameldowaniu sie" w hostelu, poszlam zapisac sie na warsztaty z malowania, ktore odbeda sie w Galerii Sztuki Aborygenskiej...
- Is it your first time here? [Jestes tutaj poraz pierwszy?]
- No, it isn't. I was here two weeks ago. [Nie, bylam tutaj 2 tygodnie temu.]
- I remeber you. [Pamietam cie.]
Fremantle bylo dla mnie magiczne od samego poczatku... rano tuz po przybyciu pomyslalam sobie, ze nie zaplace za butelke wody 2-3 dolarow... wiec zaczelam paletac sie po miescie i co??? I butelka pelna wody lezala na ulicy... wylalam wode, napelnilam swieza (tutaj nie warto jej kupowac; raz, ze kranowa jst swietna, dwa, ze blisko plazy sa kraniki z woda... darmowe!]
A potem spotkalam Aborygenke we wspomnianej wczesniej galerii sztuki... to bylo wyjatkowe spotkanie... mam nadzieje, ze zobacze ja w czwartek...
Poza tym pokochalam ptaki... pelikan robi na mnie wieksze wrazenie, niz plywajacy delfin... ktorego mam na filmie ;) Pelikana tez mam!
Wczoraj uswiadomilam sobie, jak durnym czlowiekiem jestem... w Afryce martwia sie o wode, jedzenie, a mnie glupia komorka wyprowadza z rownowagi... wczoraj rano pomyslalam sobie: "ok, zzarlas mi sporo kasy, nie sluchasz sie mnie, ale wiesz co? nie zepsujesz mi tego dnia! o nie!"... nie zepsula... chociaz byla na bardzo dobrej drodze.
Polubilam ludzi w hostelach... serio... moze dlatego, ze w Busselton wreszcie spedzilam jeden dzien tak, jak JA tego chcialam. Zero zwiedzania, gonitwy, ogladania i fotografowania... dzien spedzony na dwoch dluuuugich spacerah po plazy, czytaniu ksiazki, saczeniu kawy i pojsciu do kina... z kina wyszlam kochajac absolutnie wszystkich.... nawet moich wspollokatorow z pokoju!
P.S. Cudownie jest zadzwonic do rodzicow po 3 tygodniach rozlaki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz