Ostatnimi czasy mam przeogromną przyjemność widywać się z ludźmi, których niby znam od lat, ale których poznaję na nowo.
Większość moich spotkań wpada w schemat: gadamy, gadamy, gadamy i nagle nie wiadomo kiedy, nie wiadomo skąd wchodzimy na takie tematy, o których nie śniłam, że mogłabym je poruszać z daną osobą.
Czas jakby się zatrzymywał, a rozmowa tak wciąga, że uszom i oczom nie wierzę, że Ta osoba, która siedzi przede mną, ma tak samo jak ja... a przecież znamy się od tylu lat, a jakbyśmy do tej pory byli sobie obcy.
I wciąż pytam:
"Gdzie są ci wszyscy wariaci, te wszystkie czubki,
które wiedzą to, co ja, czują więcej, a o tematach,
o których mgr psychologii rozmawiać nie powinien,
rozmawiają jakby to właśnie one były ich życiową prawdą?"
I wiecie, co jest najlepsze?
Właściwie każde spotkanie okazuje się spotkaniem z takim wariatem, a każda rozmowa kończy się tym samym.
A ja zamykam drzwi mojego mieszkanka i myślę sobie:
"Wszechświecie, ilu jeszcze jest wokół mnie ludzi,
których wydawało mi się,
że znam, a którzy mają w sobie te same przestrzenie,
co ja?"
Dziś całe moje ciało przepełnia wdzięczność.
Tak po prostu.
Za te wszystkie spotkania, za te wszystkie rozmowy, za te wszystkie: "Ty też tak masz?".
Moi Drodzy, dziękuję!
"Jak możemy mieć tego (wariactwa)... więcej?"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz