Anthony de Mello "Śpiew ptaka"
"Prawdziwa duchowość"
Zapytano raz mistrza:
- Co to jest duchowość?
- Duchowość - odpowiedział - to jest to, co pozwala człowiekowi osiągnąć wewnętrzną przemianę.
- Jeśli zaś ja stosuję metody tradycyjne, jakie przekazali nam mistrzowie, czy nie jest to duchowością?
- Nie będzie duchowością, jeśli dla ciebie nie spełnia tego zadania. Koc nie jest kocem, jeśli cię nie grzeje.
- Znaczy to, że duchowość się zmienia?
- Ludzie się zmieniają, a również ich potrzeby. I tak, co kiedyś było duchowością, już nią nie jest. To, co często uchodzi za duchowość, jest jedynie powtarzaniem dawnych metod.
Ubranie trzeba skroić na miarę człowieka,
a nie człowieka na miarę ubrania.
Powyższa przypowieść spodobała mi się od pierwszego spotkania.
Nie trudno się domyślić, że powodem było to, iż wreszcie na kartkach mądrej książki, tworzonej przez człowieka, którego bardzo cenię, przeczytałam coś, co potwierdza to, co od jakiegoś czasu czuje moje serducho.
Fajne te wszystkie stare systemy, te jogi, te słowiańskie rytuały.
Super o tym poczytać, zastanowić się, zabrać coś dla siebie.
I przy tym zabieraniu siedzi mi w głowie pewna refleksja.
Czy coś, co zostało stworzone, opracowane setki/tysiące lat temu może w 100% służyć nam współczesnym?
Nie zrozumcie mnie źle.
Nie twierdzę, że to, co wymyślono kiedyś, nie jest warte naszej uwagi.
Absolutnie jest warte i absolutnie należy po to sięgać ALE zachować w tym jakieś minimum rozsądku.
A czym jest dla mnie "rozsądek"?
Paradoskalnie jest on umiejętnością słuchania siebie, swojego ciała i intuicji.
To, że mojej babce na dolegliwość XYZ pomagało zioło takie, a nie inne, nie oznacza, że zadziała to u mnie (potraktuj to jako metaforę!).
Super jest je znać, super z tego czerpać... ale nie być w tym ślepym i pozbawionym myślenia... albo lepiej napisać czucia i tego, co mówią twoje ciało, serce i głowa.
Może dlatego nigdy nie byłam w stanie "wejść" całą sobą w jogę.
Cenię ją i szanuję, ale nie wszystko, co było w niej, służyło mi.
I tak samo jest z każdym innym "systemem wiedzy", który co jakiś czas staje się modny i który zbiera rzeszę swoich wyznawców.
Szczerze nie trawię ortodoksji... w żadnym wydaniu. Od religii poprzez żywienie wydaje mi się rodzajem klatki z szerokimi prętami. Niby masz widok na piękne krajobrazy, ale jednak to ciągle jest klatka.
Ja się w klatkach nie odnajdywałam nigdy.
Pewnie to wina tego, że mnie bez pytania wyciągnęli na ten świat miesiąc wcześniej, niż miałam zamiar na niego przyjść.
Cóż... Buntownika we mnie zawsze było dużo... ale dziś... ufam temu Łobuzowi niesłychanie, bo gdyby nie on, nie byłabym w miejscu, w którym jestem.
Gdyby nie on, nie miałabym odwagi podważać tego, co słyszę. Wątpić i zadawać pytania.
Dzięki Buntowniku...
...a może Buntowniczko...
Ustalcie między sobą płeć, ja się dostosuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz