W świetlicy, w której pracuję mamy ferie zimowe, więc pałętamy się z dziećmi od pływalni do lodowiska, od kina do kręgli i innych zajęć, które oferuje miasto.
Pierwszego dnia dzieci, nie znając nazwy zajęć do samego końca, trafiły na "zabawy z angielskim"... wiem, to takie niefajne nie mówić im, na co idą ALE sami rozumiecie... w innym układzie by nie poszły... a co najciekawsze bawiły się zacnie i wyszły naprawdę zadowolone.
Pani prowadząca po 50 minutach zajęć postawiła diagnozę na temat kilkorga z naszych dzieci, że... wybuchają śmiechem (nie żartuję!), dogryzają sobie, a jeden to nie trzyma emocji na wodzy.
Ok, nie twierdzę, że nasze dzieci są Aniołami... nie są... tak jak ich Panie, bo jak ja sobie pomyślę, jaki ja mam monolog, kiedy mnie ktoś lub coś wku***, to jedyne, co różni mnie od moich dzieci to to, że ja tego nie werbalizuję.
Natomiast zaczęłam się zastanawiać, jak wygórowane wymagania mają niektórzy prowadzący w stosunku do dzieci.
Jak to dziś odpowiedziałam im na pytanie: proszę Pani, czemu nas jest tak mało w świetlicy, a w innych są większe grupy?
Bo wy jesteście wyjątkowi!
www.pixabay.com |
I czasem dajecie czadu i wyjątkiem jest spokój, którego nam dostarczacie... ale bez jaj wolę te moje czadowe, wyjątkowe, od grzecznych, poukładanych i nudnych dzieci.
Są wyjątkowi i uczą mnie każdego dnia, kiedy jest ten moment, żeby reagować, a kiedy, żeby coś olać.
Mówiąc serio, gdyby chcieć reagować na absolutnie każde przewinienie, nieodpowiednie słowo, odzywkę czy zachowanie naszych dzieci, nie robiłybyśmy nic innego, tylko... reagowały, a ja zwyczajnie czasem lubię z nimi pobyć, pośmiać się i dobrze się bawić.
Idąc z tą refleksją o krok dalej...
Jak często... ZBYT CZĘSTO jesteśmy reakcją na to,
co robią dzieci, zamiast zastanowić się,
czy aby na pewno dane zachowanie
reakcji wymaga?
Z mojej obserwacji wynika, że są dwie skrajności... jedni nie reagują wcale (patrz: nauczyciele w szkole, bo program i niektórzy rodzice!), a inni... non stop, co sekundę.
No zwariować można od tego zrzędzenia dorosłych, że to źle, tamto źle i pogoda nie taka!
Nasi są mistrzami zarówno w byciu poprawnymi jak i w pomysłach iście szalonych, co prawdę mówiąc szczerze w nich lubię.
Natomiast wkurza mnie, kiedy ktoś o dzieciach (mych!) pisze poematy, będąc z nimi 50 minut i bawiąc się z nimi po angielsku... powtórzę jeszcze raz... Aniołami nie są ALE są naprawdę OK!
Mniej reakcji... mniej zrzędzenia... więcej BYCIA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz