Czy można się bać tak bardzo, że będąc o krok od spełnionego marzenia, słyszy się w głowie głos, który wrzeszczy:
"CHYBA CIĘ POGIĘŁO???!!!!"?
Czy można się bać tak bardzo, że aż traci się głos?
Czy można się bać tak bardzo, że oczy nie wiedzą, czy mają zacząć zalewać się łzami, czy kurczowo zamykać na najmniejszy dopływ światła?
Doświadczanie strachu w górach... to małe piwo, ale te same góry nauczyły mnie, że tam gdzie strach, tam przekraczanie swoich granic.
Tam gdzie strach, tam rozwój.
I w końcu tam, gdzie strach, tam odwaga, żeby żyć.
I z tym strachem wsiądę jutro do samolotu i o 13:25 polecę do Rzymu... 5h przesiadki... Szanghaj... 5 godzin przesiadki... Sydney...
A tam wysiądę, podenerwuję się na bramkach: "wpuszczą, czy nie wpuszczą? wpuszczą, czy nie wpuszczą?", poszukam przy wyjściu plakatu z napisem "Natalia Knap" i naklejką couchsurfing, wyściskam Lisę, u której będę nocować i będę ryczeć...
... taki mam plan... płacz jest w niego wpisany jako przewijający się punkt wszelkich przywitań i rozstań...
... bo podstawowym elementem mojego planu jest spotykanie dobrych ludzi...
... złych też, ale w ich przypadku plan brzmi: "rozpoznaj, uśmiechnij się i ładnie się pożegnaj"!
Co jeszcze jest w moich planach?
Poczuć miejsca, w których będę.
Rozmawiać z ludźmi i być otwartym na to, co ze sobą niosą.
Mieć otwarte serce, by słuchać tego, w którym kierunku mam iść.
Nie bać się nowych rzeczy.
I ufać sobie, ludziom...
... szanować zwierzęta i dbać o nie...
... i powstrzymać się od chęci dotknięcia krokodyla... ponieważ ów krokodyl niekoniecznie musi podzielać zachwyt ewentualnym spotkaniem ze mną...
... a szkoda... wiele by gad zyskał... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz