"Bać się śmierci to jedno,
Bać się życia - to co innego."
Przyszedł taki moment w moim życiu, kiedy coraz rzadziej mam ochotę na filmy trudne, ciężkie, wyciskające łzy z oczu i dające tak po mordzie, że przez tydzień nie można dojść do siebie.
Od zawsze wolałam ciężkie kino i wydawało mi się, że wydawanie kasy na to drugie, jest tylko jej marnowaniem.
Widać, po 32 roku życia... prawie Chrystusowym, człowiekowi przestawia się co nie co w głowie i zamiast wybierać ludzkie tragedie, woli ludzkie... komedie.
Zamiast klasycznych i przewidywalnych filmów o przemocy, alkoholu, nieszczęśliwym dzieciństwie czy wypadkach od jakiegoś czasu pragnę happy endów, walki o lepsze jutro, uśmiechu, pokonywania siebie, przeciwności i odrobiny pogody ducha.
I to wszystko znalazłam w filmie o Starości.
Specjalnie używam tego słowa, bo od kilku miesięcy mam nieodparte wrażenie, że wielu dopiero (!) na starość odkrywa, co jest w życiu ważne.
Właściwie to nawet nie odkrywa, ale wraca do tego, z czym było mu fajnie w dzieciństwie.
A mianowicie z dobrą zabawą i smakowaniem życia.
Jakby to było pamiętać o tym codziennie,
a nie tylko wtedy, jak przejdziemy na emeryturę?
Jakby to było zabawę i lekkość zaprosić do życia już dzisiaj,
a nie dopiero... na emeryturze?
Ilu z nas umiera między 20 a 65 rokiem życia
i liczy na to, że na "emeryturze to sobie odpocznę"?
Serio??!!!
Mam wrażenie, że ludzie pracują coraz więcej i coraz mniej czasu mają na zwykłe uciechy życia... myślicie, że dożyjecie do emerytury zasuwając przez 40 lat po 12h dziennie?
Ha ha ha... ok... tak tylko pytam ;)
Ilu z nas umiera za życia zbyt wcześnie
i wegetuje... aż do śmierci?
-------------------------------
"Bać się śmierci to jedno,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz