Przychodzą takie dni w ciągu roku, kiedy nie da się do ich określenia użyć innych nazw, niż "stan du** czarnej połączony z otchłanią i czeluścią piekieł".
Kto tego nigdy nie doświadczył, niech zamilknie na wieki!
Choć wielu postrzega mnie jako wiecznie uśmiechniętego i pogodnego cyborga, to prawda o mnie jest inna.
Zmienna, bo w końcu w tym wcieleniu jestem kobietą ;)
A mówiąc serio!
Ja też miewam dni, kiedy zastanawiam się nad tym, nad którą otchłanią teraz stoję.
Nietzsche kiedyś powiedział, że: "kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie".... oooooo taaaaak!
www.pixabay.com |
Podpisuję się pod tym wszystkimi paliczkami, jakie mam!
Temat otchłani jest mi bliski od lat, ale dziś już wiem, że im bardziej wgłębiam się w niego, tym bardziej on mnie zasysa.
I można by filozoficznie uznać, iż to kwintesencja poznania siebie, prawdy i wszystkiego innego, co chcecie sobie pod to podłożyć, ja dziś jednak decyduję się na coś innego!
I choć moja Otchłań wraca czasem ze zdwojoną siłą, to dziś spojrzymy sobie w oczy, puścimy oczko i idziemy dalej.
Ona dokądkolwiek tylko zechce.
Ja dokądkolwiek tylko mnie stopy poniosą.
Bo czasy picia kawy z Otchłanią mam już za sobą.
A dlaczego?
A dlatego, że szkoda mi już czasu na pełne bezczynności dni wypełnione łzami, bólem i cierpieniem.
Nie, nie wybieram głupiego i sztucznego optymizmu.
Ja po prostu wybieram siebie, a otchłań jest mną nie będąc mną jednocześnie.
Fajnie, że byłaś, fajnie, że wycisnęłaś ze mnie hektolitry łez, ale dzisiaj puszczam Cię wolno.
Możesz iść dokądkolwiek zechcesz... i ja pójdę dokądkolwiek mnie tylko stopy poniosą.
Jesteś wolna Skarbie <3
Ja też!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz