Przychodzi taki moment w życiu człowieka spokojnego, że szlak go jaśnisty trafia...
Trach i poziom zdenerwowania przerastający wszystkie skale świata zalał wszystkie komórki mojego ciała!
W ogóle z tym denerwowaniem się miałam ostatnio nie lada zagwozdkę.
Wszędzie piszą (psycho i inni!): złość jest ok, denerwuj się, ale bądź asertywny...
Spoko... i tak czekałam od miesięcy na ten wkurw ostateczny, na tą złość niepohamowaną i nic....
Zen, spokój, nuda... aż w 2016 roku nadszedł pewien poniedziałek.
Nie, nie będzie ani słowa o pracy. O ludziach też nie.
Do ludzi mam niebywałe zen w sercu i żeby jakikolwiek ludź był w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, musi się bardzo starać.
Ale czego nie zrobił ludź, tego dokonało ciasto.
Zwykły przepis z Internetu na ciasto dyniowe.
Człowiek utarł dynię na bardzo drobnych oczkach (bo tak kazali w przepisie), odmierzył składniki, wszystko dokładnie wymieszał, wylał do form (dwóch form!), wsadził do piekarnika i czekał.
Czekał, czekał i czekał a ten cholerny patyczek ciągle był mokry...
No to czekał dalej...
Ale ile można czekać, kiedy mijają 2h a ciasto jak było upieczone na zewnątrz, tak w środku nadal pozostawało zakalcem.
Ruszyłam ponownie na stronę, z której wzięłam przepis i co ujrzały moje zbolałe od złości oczęta???
Że kilka osób przede mną również uzyskało ten sam zakalcowy efekt...
I moja złość sięgnęła zenitu!!!
Co do swoich umiejętności cukierniczych nie mam najmniejszych wątpliwości.
Tylko jeden jedyny raz nie wyszło mi jakieś ciasto, ale wynikało to z braku mojej pokory. Ot, tak postanowiłam pozmieniać w nim proporcje. Wyjść nie miało prawa!
Mój błąd. Moja lekcja. Więcej tego nie zrobiłam.
I nagle trafia się przepis jakiejś paniusi z bloga, który należy do tych, co to mają 150 reklam i 200 komentarzy, i człowieka szlak jaśnisty trafia.
Po prostu wychodzi człowiek z siebie!!!
I po prostu człowiek musi to gdziekolwiek napisać, bo zwariuje.
Gdyby człowiek biegał, to by poszedł na solidne 90 minut treningu.
Ale że już nie biega, zostaje mu pusta kartka.
A kartka ponoć przyjmie wszystko.
Czy mi lżej?
Nie, serce mnie boli, że muszę wywalić dwie blachy ciasta... dwie pełne blachy ciasta...
Jutro upiekę coś innego.
Dla odreagowania.
A pannie wysłałam stosowny komentarz na temat tego, jak ważne jest uważne przepisywanie tego, co zamieszcza się na swoim blogu. O mojej wściekłości związanej z wywaleniem dwóch blaszek nie omieszkałam nie wspomnieć. Komentarz nadal nie uzyskał moderacji!
Wdech, wydech, wdech, wydech...
Po prostu nikt mnie nigdy aż tak nie wyprowadził z równowagi...
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz