Bo to, co najlepsze rodzi się z chaosu...
Odkryłam to całkiem niedawno tworząc kolejną prezentację i kolejny artykuł.
Każde tworzenie dzieła ostatnimi czasy przebiega u mnie w ten sam sposób. Dzieła, bo dla mnie wszystko, co związane ze słowami, nabiera literackiego smaku... choćbym pisała artykuł branżowy, to będę go redagowała tak długo, aż każde "się" znajdzie dla siebie odpowiednie miejsce w tekście.
Początek jest zawsze ten sam. Na kartkę trafia zbiór przypadkowych zdań, myśli wyrwanych z kontekstu i ta przypadkowość towarzyszy tekstowi przez pierwsze kilka dni... kiedy do niego zaglądam, widzę nieuporządkowaną otchłań, która za każdym razem mówi mi: "nie, to nie ma sensu; bajzel w tym jest". W związku z tym, że jest to schemat, a schematy mają to do siebie, że słyszę ten sam tekst za każdym razem, więc olewam go i dalej zarzucam kartkę przypadkowością tekstu.
I tak tworzy się 7, 8, 12 stron czy też 30, 40 slajdów, w których jedyne, co rzuca się na pierwszy rzut oka, to wszechogarniający go bałagan.
Następnie w ruch idzie drukarka. Przedmiot nieoceniony. Mój najlepszy przyjaciel. Wybitnej klasy specjalista od chaosu.
Druk - druk - druk... według zasady eko! Po dwie strony na arkuszu i ZAWSZE na brudnych kartkach, bo ekologia moi mili to podstawa!!!
I nagle jakbym doznawała oświecenia, bo z chaosu przypadkowych zdań wyłania się jedna, poukładana całość. I jak ten stwórca bawię się strzałkami, skreśleniami, odmianami wszelakimi... i po 20 minutach upiększania, z otchłani kurzu wyłania się tekst!
Jedna całość!
Moc i siła twórcza!
I pomyśleć, że kiedyś strategia była odwrotna. Stwórz plan, do planu dopasuj zdania. Zero przypadkowości.
Ale strategia ta pasowała do N. sprzed 3, 4 lat, którą chaos wszelaki przerażał, a brak planu wpędzał w otchłań rozpaczliwego strachu.
Strach pozostał nadal, ale już nie rozpaczliwy.
Chaos nadal towarzyszy, ale już nie paraliżuje... tylko otwiera oczy, uszy, ciało i umysł i czerpie z tego, co przynosi życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz