czwartek, 31 stycznia 2019

...to świadomość, zamiast szukania odpowiednich etykiet i diagnoz.

www.pixabay.com
Pierwszą z kart, jakie wylosowałam po otrzymaniu paczki, była karta "Wyjdź z ukrycia"... no to wychodzę!

UWAGA!

Dla mnie to, co napiszę, jest swoistym wyjściem z ukrycia od strony zawodowej...

Mgr psychologii, masażysta, pomocnik księgowego, który od ponad 3 lat pracuje z energią.

Co to znaczy pracować z energią?

Ja po prostu w tej całej Irlandii chciałam nauczyć się czegokolwiek, co pozwoliłoby mi siedzieć przy stole, przyłożyć dłonie do Ciała klienta i tyle ;)

Praca z energią to wiedzenie, zamiast gdybania, to świadomość, zamiast szukania odpowiednich etykiet i diagnoz. 

To również dostęp do tych, co mają ciała, jak i tych, co ich nie mają... i może dlatego jednym z moich zawodowych planów, jest zakład pogrzebowy - obsłużę obie grupy bez problemu, bo mam narzędzia przydatne po obu stronach tęczy.

Przodkowie, wcielenia to również rzeczy, które mieszczą się w obszarze moich zainteresowań.

Co jeszcze mogłabym ujawnić?

Na ten moment wystarczy...

Może kiedyś odbiorą mi za to magistra, a może to, co zyskałam dzięki innym spojrzeniom na Człowieka, będzie w pracy psychologa wkładem nie do przecenienia. 
Tak, pracuję z energią i nie zawaham się jej użyć!

Tyle i aż tyle!

niedziela, 20 stycznia 2019

"Hej, jestem tutaj! Zadbaj dziś i mnie!"

Post ten w szczególności dedykuję wspaniałej Kobiecie, która wie, czym jest depresja.

Nie ta z gazet, ani ta trwająca dwa dni i 6h, ale ta klinicznie prawdziwa, która potrafi ciągnąć się miesiącami, a nawet i latami.

Niezwykle ujęło mnie to, jak niedawno powiedziałaś, że w momencie, w którym odeszłaś od samej siebie, zaprosiłaś do swojego życia Panią D. 

I to był moment, w którym miałam ochotę wstać, pogratulować Ci i bić brawo!

Po pierwsze za to, że widzieć swój czynny udział w kreacji Pani D., to wyżyny świadomości siebie i mądrość niesłychana.

Po drugie... odejść od siebie... stracić siebie z oczu... zapomnieć o sobie to słowa, które dźwięczą mi do dziś.

Tyle się bębni o tym we współczesnym rozwojo-świecie, a my wciąż jak dzieci we mgle o tym zapominamy, a potem dziwimy się, że w naszym życiu pojawiają się różne Panie i Panowie i nie za bardzo wiemy, co z nimi zrobić. 

Każda choroba ma swoich przyjaciół.

Tak, jak najlepszym przyjacielem uzależnienia od alkoholu jest... alkohol (!) tak najlepszym kumplem depresji jest całkowite oddanie się czemuś/komuś z pominięciem siebie.

I właściwie to pominięcie siebie dotyczy chyba każdej choroby.

Jak często odchodzisz od siebie 
i tracisz samego siebie z oczu tylko po to, 
żeby pędzić, gnać i zadowalać innych?

Jak często jako cel stawiasz sobie rzeczy, 
które zasłaniają Ci Ciebie?

www.pixabay.com
Zapomnieć o sobie to jak dać sobie w pysk i krzyknąć: "Ty i Twoje sprawy nie są ważne!"

Jak to jest, że pomimo tylu lat świetlnych tak wielką krzywdę robimy sami sobie?

Jak to jest, że pomimo tylu lat świetlnych tak bardzo zatraciliśmy szacunek do siebie i zapomnieliśmy o tym, że to słynne dbać o siebie jest warte miliony? 

Jak to jest, że pomimo tylu lat świetlnych wciąż musimy kreować sobie chorobę, by zapukać do samego siebie z nieśmiałym przypomnieniem: "Hej, jestem tutaj! Zadbaj dziś i mnie!"?

Jakby to było słyszeć ten szept i nigdy mu nie powiedzieć "Ty i Twoje sprawy nie są ważne!"?

I pamiętać codziennie, że TY i TWOJE SPRAWY to priorytet, a nie któryś tam punkt na liście zadań do odhaczenia.

"Hej, jestem tutaj! Zadbaj dziś i mnie!" 

wtorek, 15 stycznia 2019

"Wybaczam sobie!"

Przychodzi taki moment w przyglądaniu się swojej przeszłości i temu, co się wydarzyło, że pojawia się temat "wybaczenia"... i wcale nie wybaczenia innym, choć o tym głównie mówi wiele nurtów i ścieżek.

Można by to streścić jednym zdaniem: "wybacz innym, by zyskać święty spokój!".

Wszystko ładnie i pięknie, ale coś mi w tym zawsze brakowało.

Co z tego, że wybaczę wszystkim dookoła, jak znowu pominę w tym siebie?

Piszę "znowu", bo to mój stary zwyczaj zająć się innymi, a zapominać o sobie.

Dlatego cały dzień towarzyszą mi słowa: 

"Wybaczam sobie!"

"Wybaczam sobie!"

Wybaczam sobie wszystko, co zrobiłam 
i czego nie zrobiłam.

Wybaczam sobie wszystko, co powiedziałam 
i czego powiedzieć nie byłam w stanie.

Wybaczam sobie wszystkie myśli, które nazwałam złymi, niepoprawnymi 
i wszystkie te zbyt szalone i zwariowane.

Wybaczam sobie wszystkie te chwile, za które raczej jest mi wstyd, 
aniżeli nazwałbym je powodem do dumy.

Wybaczam sobie siebie z każdej sekundy, 
o której chciałabym zapomnieć.

Wybaczam sobie dla siebie i dla swojego pokoju i spokoju, 
bo co z tego, że wybaczę wszystkim innym, 
skoro nie będę w stanie spojrzeć sobie w oczy.

Wybaczam dziś sobie wszystko, 
co już dawno powinno być wybaczone.

Tyle i aż tyle!

A jeśli przy okazji wybaczę coś komuś, to naprawdę najmniejszy wysiłek przy wybaczeniu czegokolwiek sobie... i to nie jest kwestia egoizmu, narcyzmu, ale stanięcia wreszcie obok siebie, przy sobie, za sobą, by móc być dla siebie wsparciem, oparciem i życzliwości... a nie kopem, katem i oceną.

Wybaczam dziś sobie wszystko!

Moją przeszłość, teraźniejszość, przyszłość!

Bo zasługuję na to tak samo jak Ci, którym to ja wybaczyć bym chciała.

"Wybaczam sobie!"

"Wybaczam sobie!"

"Wybaczam sobie!"

"Wybaczam sobie!"

www.pixabay.com

niedziela, 13 stycznia 2019

"Możesz doprowadzić konia do wodopoju, ale nie napijesz się za niego."

Na szkoleniach i spotkaniach z ludźmi, które prowadzę, często powtarzam:

"Możesz doprowadzić konia do wodopoju, 
ale nie napijesz się za niego."

Jest to mądrość, której musiałam nauczyć się w życiu zawodowym wcześniej czy później, bo albo zwariowałabym jako pomagacz/nauczyciel albo poszłabym w drugą skrajność totalnego olania tego, co u ludzi, których spotykam.

O ile zawodowo wiem to już od lat, o tyle prywatnie wciąż się tego uczę, bo niby jak stać i patrzeć spokojnie na to, kiedy ktoś inny stoi nad przepaścią życia i chce w nią skoczyć.

Niedawno zrozumiałam, że stojąc nad tą samą przepaścią, ale po drugiej stronie, nie mogę zrobić nic.

Mogę jedynie patrzeć z rozsypującym się na kawałki sercem, bo dziś wiem, że jak skoczę z misją ratunkową za tą osobą, zginiemy oboje.

www.pixabay.com

Tego posta kieruję do wszystkich WAS, którzy bardzo by chcieli komuś nieba przychylić, przytulić wszystkie jego problemy i napić się tej pieprzonej wody za niego.

Moi Drodzy, nie da się tego zrobić... choć serce pęka i rozpada się na tysiąc kawałków.

Nie możemy przeżyć życia za kogoś, nie możemy czerpać z życia za kogoś, nie podejmiemy za kogoś jego decyzji, nie zaczniemy za kogoś wybierać życia i radości.

Mówię to ja, która gdyby mogła, nieba by przychyliła absolutnie każdemu kosztem wiecznej ciemności dla mnie... ale dziś wiem, że moja ciemność nie ma nic wspólnego z jasnością, radością i życiem dla kogokolwiek na planecie Ziemia.

"Możesz doprowadzić konia do wodopoju, 
ale nie napijesz się za niego."

Moja własna mądrość powtarzana od lat, którą należy wreszcie zaprosić do życia prywatnego tak samo mocno, jak zaprosiłam ją do wszystkich zawodowych ścieżek.

Jeśli ktoś nie chce pomocy i wsparcia, nie mamy na to wpływu... choć serce pęka i rozpada się na tysiąc kawałków.

wtorek, 8 stycznia 2019

Bo pojęcie "daleko" dla mnie nie istnieje...

Pojęcie odległości jest jednak pojęciem bardzo względnym.

Po moim powrocie z Australii znajdującej się ponoć na końcu świata, a która jest "wyspą" tak ogromną, że lot z zachodniego wybrzeża na wschodnie trwa ok 5h, stwierdzam, iż pojęcie "daleko" zmieniło dla mnie znaczenie.

Kiedy słyszę od znajomych czy też klientów, że oni na Ursynów do mnie nie przyjadą, bo to "daleko", pukam się mocno w czoło.

W zeszłym miesiącu sprezentowałam sobie masaż u moich nauczycieli Lomi.

Jechałam z Ursynowa metrem, następnie pociągiem aż pod samo Legionowo.

Niektórzy z niedowierzaniem krzyknęliby DALEKO!

Fakt, podróż zajęła więcej niż sam masaż, ale ja uwielbiam podróżować, przemieszczać się, spędzać czas w pociągach i autobusach, więc dla mnie to zawsze nie lada atrakcja.

I kiedy słyszę, że dla kogoś z centrum czy Mokotowa jest daleko na Ursynów, parskam śmiechem.

Marzę o wyprowadzce na jakieś zadupie... i słuchając tych wszystkich "daleko", zastanawiam się, jak wiele osób zdecyduje się mnie tam odwiedzić, skoro dla większości odległości warszawskie są nie do przebycia.

No cóż, zawsze ceniłam sobie samotność i bycie w swoim towarzystwie.

Daleko... cóż... mi tam jest wszędzie BLISKO, bo jak zależy mi na spotkaniu z kimś, to choćbym miała cały Świat przejechać, dojadę tam, gdzie dojechać będzie trzeba... i to jest jedna z miliona cech, które w sobie bardzo cenię.

Mieszkasz na Syberii? Chcesz mnie tam zaprosić... nie ma sprawy, poszukajmy terminu dobrego dla nas obojga <3

Bo pojęcie "daleko" dla mnie nie istnieje... i chyba nie istniało... nigdy!

www.pixabay.com