www.matras.pl |
"Kod uzdrawiania" jest jedną z tych książek, które czytasz, w które wątpisz i które sprawdzasz na własnej skórze, bo inaczej nie uwierzysz w to, co autorzy napisali.
Tak też zrobiłam po przeczytaniu całości.
Usiadłam i zaczęłam sprawdzać.
Wiem, brzmi jak jakaś magia, jakieś coś dziwnego... i że w ogóle o co chodzi...
Nie będę zdradzała, czym są owe kody i jak się je wykonuje.
Nie będę zdradzała, jakie dolegliwości udało mi się dzięki nim złagodzić, a jakie wyleczyć.
Nie będę pisała o mechanizmie działania samych kodów, bo jest on w bardzo przystępny sposób opisany przez Autorów.
Jedyne, czym jestem się w stanie podzielić to to, że owe Kody stały się codziennym rytuałem, bez którego nie wyobrażam sobie zasnąć i wstać rano. I chociażbym miała wstać bardzo wcześnie, zawsze znajdę 6 minut dla siebie.
Warto również dodać, że ta magia, a właściwie naukowo potwierdzona skuteczność "magii", leczy przyczynę, a nie samą chorobę... co dla koncernów farmaceutycznych będzie trudne do zaakceptowania.
Jak długo leczy?
Tyle, ile potrzeba. Jednemu wystarczy tydzień, innemu rok. Nie ma reguły.
A czy warto wypróbować je na sobie?
Oczywiście, że tak, bo nie wyobrażam sobie, żeby coś, co składa się z charakterystycznego ułożenia dłoni oraz powtarzanej na początku mantry mogło komukolwiek zaszkodzić.
P.S. Warto zaznaczyć, że Autorzy książki otwarcie piszą o swojej wierze i o Bogu... więc chyba Ateistom samo czytanie może zaszkodzić... chociaż, kto wie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz