czwartek, 18 grudnia 2014

... na Martin Place.../...on Martin Place...

Dziś otrzymałam maila z Sydney. 

Jeden z fragmentów był następujący: "I'm glad you weren't here then." [Cieszę się, że Cię wtedy tutaj nie było.] 

Wczoraj dotarło do mnie, że byłam w Sydney niecałe 4 tygodnie temu, a jedną z moich ulubionych form spędzania czasu, było przesiadywanie w kawiarniach. Nie robiłam tego często - droga kawa, drogi muffin, więc taki luksus fundowałam sobie raz na kilka dni. 

Wczoraj dotarło do mnie, że poniższe zdjęcia zrobione są na Martin Place, a że ja nie przywiązuję wagi do tego, co fotografuje zwłaszcza, jeśli chodzi o nazwy budynków i ulic, więc dopiero dzisiaj zaczęłam sprawdzać, jak ta ulica wygląda...



Australia dała mi wiele lekcji. Tych trudnych i tych zabawnych.

Jedną z trudniejszych, która trwa do dziś, jest lekcja pt.: "Śmierć".

Możecie mi wierzyć lub nie, ale o śmierci rozmawiałam tam statystycznie 2 razy w tygodniu, bo albo ktoś akurat umarł albo ktoś leciał do Melbourne na pogrzeb albo ktoś znał kogoś z Europy... kto umarł... temat śmierci towarzyszył mi przez cały wyjazd. 

I jedyna refleksja... (może mądra, może głupia), która jest ze mną od powrotu do Polski jest taka, że ciągle żyjemy tak, jakbyśmy mieli przed sobą 80 lat życia...

...w tym miesiącu nie mam dla Ciebie czasu... spotkam się z Tobą za 3 miesiące...
...zacznę podróżować wtedy, gdy...
...spełnię marzenia wtedy, gdy...
...powiem jej/jemu, że ją/jego kocham... wtedy, gdy...
...będę szczęśliwy wtedy, gdy...

I nie chodzi mi o to, żeby żyć w poczuciu, że śmierć na mnie czyha, czai się i w ogóle wszyscy i tak umrzemy, więc po co mam coś robić i być szczęśliwym.  

Nie, absolutnie nie... 

Myśląc dziś o śmierci, mam w sobie dużo spokoju i wdzięczności...

Wdzięczności, że mnie tam nie było i że być może mam jeszcze trochę czasu przed sobą... ale też spokoju, że bez względu na to, czy mam przed sobą 6 miesięcy życia, czy 60 lat... miałam odwagę spełnić swoje największe marzenie i dziś nie żałuję ani jednej decyzji w swoim życiu!!!

P.S. Moja Droga Śmierci... 
ja odnośnie tych 6 miesięcy... 

negocjujmy! 

Żartuję :)

Ściskam Cię :* 

Nat 

Do poczytania, do przemyślenia, do popłakania :)

----------------------------------------------------

Today I got an e-mail from Sydney.

"I'm glad you weren't here then."... it was the most powerful sentence...

Yesterday I realized that I was in Sydney 4 weeks ago and one of my favorite way of spending time was going to the coffeehouses, drinking coffee and so on. I didn't do it very often - coffee was expensive, muffins were expensive, so it was a "gift" for myself which I got every once in a while. 

Yesterday I realized that photographs which you can see below were made on Martin Place... I've just realized it now because I didn't care about the names of the buildings and the streets when I was taking photos... I always don't care about it... 



Australia gave me a lot of lessons. The hard ones and also the fun ones :)


One of the most difficult lesson was called: "The death". 

You can believe me or not but when I was in Australia I was talking about it very very often... because someone had just died or one of my host had to fly to Melbourne to the funeral or another host knew someone who had been from Europe and had died... 

And when I'm thinking about it, I have one thought... maybe stupid, maybe not... that we still live like people who think they will be living next 80 years... 

...this month I'm so busy and cannot meet with you... let's meet in 3 months from now...
...I will be traveling if...
...I will tell you "I love you" if...
...I will be happy... if...
...I will make my dreams come true... if...

And I don't want to say: "Be afraid of the Death, wait for Her because She is waiting for you... and don't do anything... because everybody dies!" 
No no no no no no!

When I'm thinking about Her today I feel calm and gratefulness :)

Why gratefulness? 

Because I wasn't there... because probably I still have time... 

Calm... because even if I have only 6 months on this planet or maybe 60 years (I have no idea! nobody knows!) I was brave enough to make my dreams come true and today I live without any regrets!!!

P.S. My Dear Death...
I really want to talk with you 
about these 6 months...

Can we negotiate???

Ha ha ha, I'm joking :)

Hugs for you :*

Nat 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

"Skup się...!" / "Be concentrated..."

Już drugi tydzień latam na zajęcia teoretyczne z prawka i chciałam powiedzieć, że na ulicach wygląda to znacznie prościej, aniżeli w teorii!

A poza tym uświadomiłam sobie, że wedle mojej życiowej zasady: "Jak wszyscy w prawo, to Ty w lewo!", robię prawo jazdy w najgorszym okresie, w jakim można je robić, a moja pierwsza jazda wypadnie na czas, kiedy ma lać, wiać i rzucać żabami z nieba... taaa, ale nikt przynajmniej o mnie nie powie, że "ma prawko, a wycieraczek włączyć nie umie!". Obawiam się, że manewr włączania i wyłączania wycieraczek opanuję do perfekcji! 

Czy mnie to przeraża? 

Prawdę mówiąc przerażona to ja byłam 12 października dzień przed wylotem do Australii (spytajcie rodziców, jak nie wierzycie!)... a prawo jazdy wywołuje we mnie 1/4 tego strachu, który mi wtedy towarzyszył.

Swoją drogą, cóż za ironia, że musiałam polecieć na koniec świata, żeby zrozumieć, jak bardzo (zwłaszcza na końcu świata!) przydaje się prawo jazdy!!! Oj bardzo! Jak wrócę do Austr... znaczy się... z resztą... nieważne!

Miałam w weekend zjazd ze studentami. Przedmiot: "Pedagogika międzykulturowa". Rozmawialiśmy m.in. o szoku kulturowym.

- Czy ktoś z Was doświadczył SK? - zapytałam.

Pokiwali głowami.

- W którą stronę? Jak przyjechaliście tam? Czy jak wróciliście do Polski?

- Tam to nie - powiedział mężczyzna, który był 3 razy... w Afryce - ale tutaj za każdym razem. Rok potrzebowałem, żeby się zaaklimatyzować. A jak mi było źle, to jechałam na następną misję.

Cisza.

Prawo jazdy... prawo jazdy... skup się na prawie jazdy!


Tak na wszelki wypadek umieściłam... bo to Warszawa, 
tu się zdaje po kilka razy w zależności od pakietu szczęścia w życiu, 
jaki się posiada ;) 

---------------------------------------------------

It is my second week when I'm going on theoretical drivers lessons and believe me - the practice looks much easier than the theory!

Besides, I realized that I did what I always do every time. "When people want to turn left, Nat turns right."... sooo, I'm doing drivers lessons during the most difficult period of the year when the weather is changing very often and one day it rains and next it snows.... yep, but no one will tell about me that I will be a driver who cannot use the wipers!!! I'm sure that turning the wipers on and off will be my favorite activity!

Is it terrible for me?

No, it isn't. I was much more terrified one day before my flight to Australia (if you don't believe me ask my parents!)... going on the drivers lessons is only a quarter of that fear... so, no worries Nat! Everything will be ok :-)

Isn't it ironic, anyway, that I realized at the end of the world that a drive license is useful (especially... at the end of the world!). So if I want to go back to Austra... I mean... yyyy... never mind! 

On Saturday I had a workshop for the students. The subject: "Intercultural education". We were talking about a cultural shock.

- Have you ever felt it? - I asked.

They nodded.

- When it was? When you go back to Poland or maybe you get to a new place?

- When I went back to Poland - answered a man... who had been in Africa tree times!!! - I needed one year to feel comfortable in Poland and when I had a problem with it I decided to go on the next voluntary in Africa.

Yep... I heard only the silence in a classroom... 

So, Nat, please, be concentrated on your drive licence and just do it as fast as you can... please darling... just do it! 

"- Why you didn't pass the first time?
- Because they really want to meet again with the best drivers!"

In Poland especially in Warsaw you have to be lucky to pass the exam the first time... 
even if you are a great driver you have to find a great examiner ;-)

wtorek, 9 grudnia 2014

Kto ukradł słoneczko...

Co ratuje mnie, żeby nie popaść w otchłań rozpaczy wśród szarości dnia codziennego???


Muzyka... znów myślę o powrocie do tańca...

Rok temu też tak pomyślałam, co przyczyniło się do kupna biletów do Australii... hmmm... 

Nie umiem przywyknąć do braku słońca... codziennie rano budzę się i zastanawiam, kto ukradł słoneczko... paradoksalnie odżywam nocą, a w ciągu dnia najchętniej bym spała. 

Od dzisiaj zaczynam kurs na prawo jazdy, bo to jedyna rzecz, której jestem pewna. Innych decyzji nie podejmuję, zostawiam sobie czas na to, co przyniesie mi życie, a wierzę, że przyniesie mi to, co dla mnie dobre.

A poniżej mój ukochany film, jaki puszczam na zajęciach z pedagogiki międzykulturowej :D Tak mi się jakoś przypomniał po powrocie do Polski ;-)

Uwaga!!! Polacy pozbawieni dystansu do siebie, niechaj nie oglądają!!!

środa, 3 grudnia 2014

Spojrzałam w lustro i zaczęłam liczyć...

Rano miałam mocne postanowienie! 

Idę na jogę! Na astanga jogę!

Ubrana, spakowana, z czapką na głowie spojrzałam w lustro i zaczęłam liczyć... 

220 zł (foksal), które wydam na miesięczny karnet... tudzież 185 zł (astanga - Gałczyńskiego, jeśli podpiszę umowę na 3 miesiące!) mogłabym wydać na teatr... albo na kino ... albo na 2 dni pobytu gdzieś w Polsce czy Europie...

I z tymi kalkulacjami pochodziłam jeszcze z kilka minut po domu... na tyle długo, żeby się przypadkiem nie wyrobić na zajęcia, a przecież wpadać w ostatniej chwili to ja nie lubię... więc zdjęłam buty, kurtkę, czapkę i przebrałam się w strój do biegania, bo bieganiu można zarzucić wiele, ale na pewno nie to, że jest drogie! 

A wieczorem?

Wieczorem zarezerwowałam bilet do teatru. Właściwie dwa bilety. Dla mnie i dla przyjaciółki.

- K., kupiłaś mi już prezent pod choinkę? - spytałam ją wprost dwa dni temu.
- Nie - odpowiedziała - A co? Masz jakieś preferencje?
- Nie, po prostu pomyślałam, żebyśmy w ramach prezentów poszły sobie do teatru...

K. zgodziła się, a ja w tempie ekspresowym przejrzałam repertuar kilku teatrów, wysłałam jej z 10 propozycji, które wydawały mi się ciekawe i po 2 dniach zarezerwowałam bilety.

Na 3 stycznia! 

W ramach prezentu podwójnego gwiazdkowo - noworocznego!